Zimowa Islandia

Foto wyprawa luty 2023

Dziś mam dla Was foto relację z zimowego wypadu na Islandię. Pod koniec lutego prowadziłem wyjazd z grupą tak samo wkręconą w fotografię krajobrazową jak ja. Co z tego mogło wyniknąć? Oczywiście mnóstwo frajdy i masa dobrego materiału. Wszystkim zależało na zdjęciach. Ale po kolei. Przygoda zaczęła się od sporej ilości śniegu. Już po opuszczeniu Reykjavíku warunki na drodze robiły się coraz cięższe. Do przejechania mieliśmy około 300 km. Im dalej na północ od stolicy, tym opady świeżego śniegu w połączeniu z wiatrem dawały wyraźnie znać, że z Islandią nie ma żartów i wyspa srogo się z nami wita.

Jednak jak to na Islandii. Dynamika w pogodzie jest niesamowita i czasami nie warto zaprzątać sobie głowy prognozami pogody. Zwłaszcza na kilka dni do przodu. Tak też było tym razem i już następnego dnia poranek zachwycił. Pierwsze zdjęcie, które rozpoczyna ten wpis, powstało właśnie wtedy. Klify na półwyspie Snæfellsjökull i potężne, kilkudziesięciometrowe fale z impetem uderzające o skały. Ciepłe światło poranka zapowiadało piękny dzień. Było kapitalnie. Sporo eksperymentowaliśmy z czasami naświetlania, aby uzyskać najlepsze efekty i zatrzymać ten spektakularny pokaz.

Poniżej kilka z moich ulubionych zdjęć wykonanych podczas tego wyjazdu. Okazuje się, że przy dobrze zaplanowanym czasie z 5 dni można przywieźć naprawdę dużo różnego, kreatywnego materiału. Zaczynamy od zdjęcia z Reynisfjary, czyli słynnej Czarnej Plaży. Tego poranka byliśmy tu przez sporą część czasu sami. Co jest naprawdę rzadko spotykane. Nowością, która pojawiła się na plaży jest sygnalizacja świetna przed wejściem. Zielone, pomarańczowe i czerwone światła w połączeniu z wizualizacją, gdzie można bezpiecznie przebywać to bardzo fajne rozwiązanie. My trafiliśmy na średnie ryzyko, co przekładało się na brak możliwości podejścia za jaskinię Hálsanefshellir pod charakterystyczne formacje skalne. Ocean dosłownie zalał tą część plaży. Potężne, kilkumetrowe fale z impetem wdzierały się w głąb lądu. Dźwięk tak wzburzonego oceanu jest niesamowity.

Po drodze nie zabrakło także jaskiń, mini sesji na drodze czy potężnych wodospadów. Na kilku zdjęciach widać wysoki na 60 metrów Skógafoss.

Nie zabrakło klasyki. Góra symbol. Kirkjufell. Miejsce, które absolutnie uwielbiam. Mnogość kadrów ogranicza tu tylko nasza kreatywność. Za każdym razem staram się odwiedzić tą okolicę i pokazać uczestnikom ile opcji daje nam ta góra. Fotografowaliśmy tu zachód słońca. Akurat nadchodziło spore ocieplenie i po białych krajobrazach z poprzedniego dnia prawie nic nie zostało. Islandia odsłoniła przed nami swoje brązowo pomarańczowe oblicze. Wyschnięte trawy bardzo fajnie kontrastowały z wodospadami. Finalnie szczęście nam dopisało i każdy tworzył swoje kadry jeszcze sporo po zachodzie słońca.

Poniżej mam dla Was jeszcze dwa przykłady kościołów na wyspie. Búðakirkja, słynny czarny kościółek z 1848 roku to konstrukcja drewniana. Naturalnie wpasowuje się w otaczający krajobraz podkreślając surowość tego miejsca. Drugi z kolei, z miejscowości Vik, murowany z czerwonym dachem i białymi ścianami także potrafi dobrze wyglądać na zdjęciach :)

Wszystkie zdjęcia pochodzą z tej jednej wyprawy. A poniżej krótki backstage z telefonu :) Dzięki za wspólny wyjazd!

Previous
Previous

Wiosenna Słowenia

Next
Next

Złota jesień, Spisz i Podhale